poniedziałek, 27 lipca 2015

Moim skromnym zdaniem... o kupowaniu książek

[Źródło]

Po krótkie przerwie... znów jestem z wami! Tęskniliście? :)



Kochany czytelniku,
Przyznaj się, nie masz jeszcze osiemnastu lat? Ani stałej pracy?
A jednak... serce i dusza podpowiada, by założyć własną biblioteczkę, która w pewnym momencie zajmie cały pokój, nie pozostawiając, w swej zachłanności, ani milimetra wolnego miejsca?
Czy książki na półkach w empiku, czy matrasie, szepczą ci do ucha: "Weź mnie... jestem na promocji!"?

Jeżeli choć część odpowiedzi się zgadza i czytasz dziś te słowa, by odnaleźć kilka rad na zapełnienie wolnej półki pachnącymi tomiszczami, to jesteś we właściwym miejscu :)

Zacznijmy od tego, po co mieć własną biblioteczkę?
Przez całą podstawówkę i gimnazjum, nie miałam własnych zbiorów książkowych. Tyle co dostałam na prezent, czy za świadectwo z paskiem, na akademii szkolnej. Moje czytelnicze zapędy koiłam w bibliotece, która znajdowała się w pobliżu mojej podstawówki. Co prawda skutkowało to tym, że po kilku latach na dziale dziecięco-młodzieżowym nie było książki, której nie przeczytałabym raz, a nawet kilka, ale komu to przeszkadzało?
Dopiero w liceum przestałam mieć czas. Dosłownie i w przenośni. Ci, którzy już to przeżyli, zrozumieją, że kwadrans marszu w jedną stronę do biblioteki, to jak wyrwanie połowy dnia - zwłaszcza, kiedy chodzi się na drugą zmianę, czyli kończy lekcje w okolicach 17:00, o powrocie do domu nie wspominając.
Na moje szczęście, w mojej klasie znalazłam pewne szlachetne panie, również książkoholiczki, które postanowiły poradzić mi cudowny sposób - kupuj książki! (Nawiasem mówiąc, pozdrawiam je bardzo serdecznie :))
Możecie się zdziwić, ile czasu zaoszczędza człowiek posiadając własne książki. Wciąż jest kolejka nieprzeczytanych (dziś liczyłam z kuzynką, że mam ich ok. 70), a nigdzie nie trzeba się spieszyć, nie ma stresu, że dostanę karę, za nieoddanie w terminie. I choć absolutnie nie potępiam bibliotek, a nawet darzę je miłością sentymentalną, to posiadanie własnego księgozbioru napawa książkoholika pewną specyficzną dumą i tym jednym, jedynym rodzajem szczęścia. To jak człowiek uzależniony od słodyczy, który ma szafkę pełną czekolad i cukierków, który dawkuje sobie to szczęście zamknięte za drewnianymi drzwiami.
Poza tym, ileż radości daje sam proces kupowania! Gdy ze świadomością posiadania jakiegoś kapitału, człowiek uzależniony od słowa pisanego może przechadzać się pomiędzy obiektami swoich uczuć. Nie tylko przechadzać... może je trzymać w ręce, a już za chwilę jedną z nich może przygarnąć do serca i zatopić się w jej soczystym wnętrzu... Tudzież ewentualnie na którejś ze stron podziwia szatę graficzną tych małych cudów, a nie mija kilka minut, gdy ktoś pakuje je do przesyłki, zaadresowanej tylko do niego... cud nad cudami!

Jak kupować książki?
Opowiem o tym, co zrobiłam ja i co robię nadal. Wszystko co opiszę, działo się jeszcze w zamierzchłych czasach, kiedy O książkach inaczej nie istniało ani tu, ani na youtube.com. Nie dość, że nie istniało, to jeszcze wtedy nie oglądało booktuberów, ani nie czytało blogów. Do wszystkiego dzielnie doszło samo.
  • Po pierwsze, zrobiłam listę książek, które absolutnie muszę mieć. Były to serie, o których wszyscy mówili, a których ja nie czytałam, choć byłam pewna, że mi się spodobają. Nie wybierałam książek "od czapy", starałam się dobrze przemyśleć wszystkie propozycje koleżanek, którymi zalały mnie na wyjeździe integracyjnym i wybrać to, bez czego moja dusza książkoholika obumrze, niczym kwiat bez wody.
  • Postanowiłam założyć biblioteczkę gdzieś w okolicach października/listopada, co dla mnie było terminem idealnym, gdyż mam urodziny na początku grudnia. Dzięki temu, że przygotowałam sobie listę MUST HAVE mogłam poprosić rodzinę i znajomych o dane książki na prezent - czy to na urodziny, czy na mikołajki, czy na święta (trochę tego tam jest). Uniknęłam nietrafionych prezentów, a moja biblioteczka powoli zaczęła się zapełniać. Pamiętam, że jednymi z pierwszych książek były serie: "Dary Anioła" i "Diabelskie maszyny" Cassandry Clare, "Igrzyska śmierci" Suzanne Collins oraz "Gra o tron" George'a R. R. Martina.
  • No... tyle, że tego typu okazje kończą mi się na początku lutego i teraz trzeba przeżyć resztę roku. Okej, jeśli ktoś ma litościwych rodziców, to raz na jakiś czas wpadnie mu jakaś książka w łapki, po prostu z ich dobrego serca (ja takich mam i bardzo im za to dziękuję), ale każdy książkoholik, który zaczął komponować biblioteczkę wie, że gdy się już rozpędzi na starcie, to trudno się zadowolić jedną książką na 2-3 miesiące. Dlatego serdecznie wam polecam zapisanie się do wszelkich grup, zajmujących się sprzedażą i kupnem książek, na facebooku. Grupy te, zrzeszają tysiące ludzi, którzy po niższych cenach sprzedają sobie nawzajem książki. Przykład: [KLIK]. Niestety będziesz zmuszony drogi czytelniku do wybrania z domowego (bądź swojego nikłego) księgozbioru książek, których już nikt nie czyta i leżą sobie i się kurzą (tylko błagam! Jeśli z domowego - spytaj rodziców!), ale te poniesione ofiary zostaną ci wynagrodzone - wystaw książki na tych grupach (ewentualnie na allegro, czy olx), a nagle w twojej kieszeni pojawi się nowiutki, świeżutki kapitał na nowe książki! Oczywiście jest wiele innych rzeczy, które możesz sprzedać; choćby makulatura. Kombinuj, kombinuj!
    Ostrzegam Cię jednak, żebyś nie nastawiał się na stosy złotych monet. Ceny książek należy znacznie obniżyć, w stosunku do ceny kupna oraz skonfrontować je z popularnością książki. Jednak jeśli sprzedasz kilka to już daje pewien kapitał na nowe książki.
  • Z rzeczonym kapitałem nareszcie możesz wyruszyć na łowy. Ale, ale! Rzecz w tym, by i łowy były dobrze zaplanowane. Czas, mój młody padawanie, na uruchomienie szlachetnego zmysłu książkoholika, jakim jest wyczuwanie promocji.
    Poszukaj tańszych księgarni i dyskontów książkowych. Nie tylko na internecie, ale i w swoim mieście. W Krakowie super tani skład książek jest choćby na ul. Grodzkiej. Szukaj największych upustów cen. A jeśli zatęsknisz za matrasem i empikiem to idź tam, oczywiście! Ale wtedy, kiedy są promocje - na początku wakacji, czy w okresie około świątecznym. Nie odrzucaj też książek używanych, one są jak te zagubione szczeniaczki, które szukają ciepłego domu, a oferują wiele dobrych emocji w zamian. 
  • I ostatnia rzecz. Szukaj konkursów i wygrywaj je. Tak, mówię poważnie. Startuj w jak największej ilości konkursów, choćby i książka ci się nie podobała. Dlaczego? Bo możesz ją sprzedać, geniuszu! Może ktoś widząc Twoje nazwisko na liście wygranych będzie zmartwiony... więc wejdzie na którąś z wyżej podanych stron i żałobnym geście kupna tej książki, choć ciut taniej, a tam... nowiutka, jeszcze cieplutka książeczka, którą właśnie ty wystawiłeś po niższej cenie. I co? On skacze ze szczęścia, a ty masz pieniądze na kupno tej książki, którą chciałeś. Proste? Proste.
Jeżeli książkoholik chce założyć biblioteczkę musi się stać niczym samiec alfa w stadzie wilków, najlepiej polować, ale także wykazywać się sprytem i kombinatorstwem.
To tylko, kilka rad, które mogą Ci w tym pomóc, ale do reszty musisz dojść sam, młody padawanie.
(Tak wiem, za dużo "Gwiezdnych wojen").

Tu macie wersję filmową tych kilku porad, a także krótkie info i malutki vlog, z tej krótkiej przerwy, kiedy mnie z wami nie było:



Czekam na wasze komentarze i subskrybujcie też mój kanał!

CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE I PODAJCIE DALEJ!   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz