poniedziałek, 29 czerwca 2015

"Obca" Diana Gabaldon

[Źródło]



Wreszcie, po trzech tygodniach mozolnego, acz całkiem przyjemnego wysiłku czytelniczego, mam dla was recenzję "Obcej" Diany Gabaldon.

Książka opowiada historię Claire - młodej, dwudziestosiedmioletniej Brytyjki, która żyje w XX w, tuż po zakończeniu II Wojny Światowej. Na początku historii spędza czas z mężem - Frankiem, by zrekompensować sobie nawzajem czas minionych lat pogrążonych w mrokach wojny (Claire była bowiem sanitariuszką, pracowała w szpitalach polowych, jej mąż jest zaś wybitnym genealogiem). Podczas ich wakacji, odbytych w Szkocji, Claire poprzez dziwny zbieg wypadków przenosi się dwieście lat wstecz. Z początku zagubiona i zrozpaczona, po pewnym czasie przyzwyczaja się do życia na zamku Leoch, wraz z klanem MacKenziech. W wyniku pewnych wypadków zostaje zmuszona do małżeństwa z młodym Szkotem - Jamiem. Jak potoczą się ich losy? I czy zdołają uchronić się przed psychopatyczną furią pewnego kapitana armii Angielskiej?

"Obca" ma niebywale wiele plusów.
Przede wszystkim, każde wydarzenie pociąga za sobą następne. Czyny naszych bohaterów mają swoje konsekwencje, nie pozostają niezrozumiałe. Każde wydarzenie jest dokładnie przemyślane, w tekście łatwo dostrzec, że autorka planowała jego treść. Akcja trzyma w napięciu, nie pozwala czytelnikowi się nudzić. Jest to zdecydowanie plus, ponieważ patrząc na długość książki, nuda byłaby dla niej zgubna.
Bohaterowie to wprost arcydzieło! Każdy z nich ma swoje cechy charakterystyczne. Claire nie jest rozlazła i rozdygotana, umie postawić na swoim i wykłócać się (chociaż przyznaję, czasami zachowuje się jak ostatnia idiotka). Jamie nie jest ideałem z wyglądu, ale z charakteru już bardziej - przyświeca mu honor, godność i ważne wartości. Pomimo swoich wad trudno go nie lubić. Bohaterowie poboczni - każdy z nich ma swoje znaczenie, nikt nie pojawia się przypadkowo. Każdy z nich również oddaje klimat Szkocji, cechy jej społeczeństwa, aby czytelnikowi łatwiej było się w książce "zadomowić".
Sam klimat natomiast to już mistrzostwo. Opisy nie nudzą, a wręcz zachęcają do wyobrażenia sobie krajobrazów, które zmieniają się w książce jak w kalejdoskopie. Wszystko jest tak dokładnie przedstawione, że jesteśmy w stanie nawet zobaczyć szczotkę do czyszczenia koni z tamtego okresu (choć stawiam, że zmieniła się niewiele). Autorka bardzo dobrze poznała kontekst historyczny, więc książka ma swój specyficzny klimat, lekko zalatujący smrodkiem stajni i niedomytych ciał.
Powieść aż razi pięknym językiem, od którego nie da się oderwać i który zauroczy czytelnika od pierwszych zdań.
Zdarzają się jednak pewne niedociągnięcia...
Przede wszystkim książki nie da się czytać "ciurem", trudno przeczytać sto stron dziennie, prawdopodobnie z powodu ogromu postaci oraz miejsc, które w trakcie akcji się przewijają.
Ponadto ciążyła mi pewna schematyczność: wszystkie wydarzenia są rozpisane w sposób: Dążymy do celu, no to na hura! Nie wyszło. Dążymy jeszcze raz. Poszczęściło się. Pomyśleliśmy nad planem. Wyszło.
Przez co dość łatwo przewidzieć przebieg kolejnych.
Trudna też do ogarnięcia jest przygniatająca ilość szkockich bohaterów, których imiona i nazwiska są w niektórych wypadkach prawie niewymawialne dla kogoś, kto nigdy z wymową szkocką języka angielskiego nie miał styczności. Mnie osobiście to przeszkadzało, ale starałam się tym nie przejmować, tłumacząc sobie, że przecież i tak nikt tego nie sprawdzi.
Nie wiem czy zaliczyć to na minus (bo dla niektórych to może być plus), że w powieści jest bardzo, Bardzo, BARDZO  duża ilość scen erotycznych. Właściwie nie przeszkadzają one w akcji książki, nawet nie odrzucają, ale jeżeli ktoś nie lubi takich rzeczy, nie toleruje ich, to może mu to w tej powieści przeszkadzać. Sceny te nie są opisane jakoś bardzo drastycznie, ale zdecydowanie polecam tę powieść osobom +16, które już coś z tej biologii wywnioskowały.

Tak więc, ja, osobiście, oceniłam "Obcą" na 8/10. Wydaje mi się, że ta książka jest cenna, ciekawa i umie przy sobie zatrzymać, ale ma swoje plusy i minusy.Moje oczekiwania spełniła, a nawet autorka z łatwością przewidywała to, co ja będę chciała przeczytać w tej powieści. Jednak wzorem Sashy z abookutopia jestem zdania, że dla Jamiego, w tej powieści można wiele przecierpieć i choćby dla niego sięgnę po kontynuację. Ale nie teraz. Chwilowo chyba nie przełknę już ani jednego słowa o Szkocie... no, na najbliższy tydzień? Dwa? 

Tu macie moje wynurzenia na ten temat w wersji filmowej:


CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE I PODAJCIE DALEJ!

niedziela, 28 czerwca 2015

KSIĄŻKA CZY FILM? - "Czekolada" Joanne Harris

[Źródło]






W tle rozlegają się dźwięki całkiem niezłej piosenki... ("Shut up and Dance" WALK THE MOON - serdecznie polecam! [POSŁUCHAJ]), po mojej prawicy dumnie stoi wysoka szklanica coli... warunki idealne do pisania recenzji!

Dziś mam dla was książkę może nie najświeższą, może nie bardzo popularną, ale bardzo wartościową.
Dodatkowo mam jeszcze film z młodym, niesamowicie przystojnym Johnnym Deppem GRATIS!
Zainteresowani?



"Czekolada" to powieść, której akcja ma miejsce w latach sześćdziesiątych XX w., w malutkim miasteczku Lansquenet, na południu Francji. Główną bohaterką jest Vianne - młoda, dwudziestopięcioletnia kobieta, która przyjeżdża do tego miejsca wraz ze swoją córką - Anouk. Już od pierwszych chwil w mieście czuć jej inność. W miejsce opuszczonej piekarni otwiera chocolatier (taką cukiernię z wyrobami tylko z czekolady), w której sprzedaje czekoladki, używając niezwykłej umiejętności: Vianne wie kto co lubi i zawsze trafia w dziesiątkę. Jednak akcja książki głównie opiera się na konflikcie pomiędzy główną bohaterką a księdzem, proboszczem parafii w Lansquenet. Ksiądz widzi, że kobieta powoli jest akceptowana w małej społeczności, a nawet co nieco w niej zmienia, powód do nienawiści zawsze się znajdzie - choćby to, że Vianne nie wierzy w Boga i nie chodzi do kościoła, a przecież cała miejscowa ludność to katolicy. Dodatkowo jeszcze na biedną głowę proboszcza spadają brudni, dzicy cyganie, a ta baba jeszcze im pomaga.
Jak ten konflikt się zakończy?

Zacznijmy od książki.
Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się tego, co dostałam. Obstawiałam jakiś lekki, przyjemny romans, może jakiś drobny, zabawny konflikt z przedstawicielem kleru, ale nie trudną, bardzo inteligentną powieść, poruszającą, odzierającą z tabu naprawdę poważne tematy. 
Występują tu bowiem tematy dyskryminacji na tle rasowym, przemocy domowej, czy poszukiwania własnej tożsamości przez człowieka.
Nie są jednak podane lekko i przyjemnie. Czytelnik jest w nie wciągnięty, jakby zmuszony do stania między przysłowiowym młotem i kowadłem. Powieść odbiera mu jakąkolwiek możliwość obrony, stawia go przed tak realistyczną sytuacją, że ten czuje się jakby zamieszany w cały konflikt. Tekst nie tłumaczy cierpliwie, że tak się nie powinno robić, że to cecha człowieka złego. Raz za razem daje czytelnikowi siarczysty policzek, aby ten wreszcie się otrząsnął i coś wywnioskował.
Zdecydowanie powieść ma na celu przekazanie konkretnych wartości, naukę konkretnych zachować, ale sposób w jaki zostało to podane jest dość brutalny.
Zakończenie, które tu pozostaje otwarte, po tej trudnej drodze wydarzeń zawartych w książce, właściwie niczego nie rekompensuje, prawie można by je nazwać bezdennie głupim, a nawet - odbierającym resztki nadziei.
Natomiast jeśli zwrócić uwagę na sposób pisania, a nie na treść, to trudno tu mieć jakiekolwiek zarzuty. Bohaterowie są zbudowani doskonale - każdy z nich ma swoje charakterystyczne cechy; w mieszkańcach Lansquenet można dopatrzyć się różnych typowych cech francuzów, każdy z nich prowadzi ze sobą jakąś walkę, ma jakiś problem, który ma znaczenie dla całości utworu, Vianne jako główna bohaterka jest bardzo dobrze skonstruowana, nie jest wyidealizowana, sama ma wątpliwości i problemy wewnętrzne, choć dla życia małego miasteczka jest bardzo ważna, bo wiele w nim zmienia, głównym bohaterem męskim jest tu Roux - cygan, który emanuje wolnością ducha, jednocześnie dziki i zły, ale także dobry i o pięknym sercu, postać ta jest bardzo sprzeczna.
Język powieści jest bogaty, a opisy wspaniale oddają klimat Francji. Choć sama treść jest trudna, czyta się ją raczej szybko i umiarkowanie przyjemnie. Ponadto czytając, możemy aż poczuć zapach cudów, które są wytwarzane w chocolatier.
Mamy tu dwóch narratorów: proboszcza i Vianne.

Teraz przejdźmy do filmu.
Oczywiście podstawa jest taka sama: młoda kobieta przyjeżdża do małego miasteczka, z początku nieakceptowana, z czasem zmienia się i ten mały, zamknięty światek na lepsze. Różnic jest kilka: głównym wrogiem Vianne nie jest proboszcz (choć on też ma w tym swój niewielki udział) a burmistrz (prawdopodobnie nie chciano uderzyć w księży, w końcu nie wszyscy są tacy), troszkę inaczej wygląda historia Caroline Clarmont oraz sama postać Roux. Jednak muszę powiedzieć, że te zmiany wyszły filmowi na dobre.
Przede wszystkim adaptacja trzymała się zamysłu książki: pokazywała wartości, a jednocześnie zło, jakie niesie za sobą dyskryminacja, czy przemilczanie pewnych spraw. Niebyła natomiast aż tak brutalna, reżyser (Lasse Hallstrom) okrasił te naprawdę ciężkie tematy nutką słodyczy i delikatnego romansu. Wątek romantyczny nie narzuca się widzowi, jest tak samo realistyczny, jak całe przeniesienie książki na ekran - zachodzi etapami, bohaterowie powoli się do siebie przekonują. Dzięki temu widzowi jakoś łatwiej przełknąć to, czego film chce go nauczyć.
A choć wolę książkową Vianne (o dziwo), bo Juliette Binoche nie do końca przekonała mnie w tej roli, to stanowczo preferuję filmowego Roux w kreacji Johnny'ego Deppa. Aktor wyciąga z tej postaci wszystko co najlepsze. Czyni ją mniej niezrozumiałą, mniej sprzeczną. Prawdopodobnie, gdybym nie obejrzała filmu, nie poznałabym 
motywacji jego czynów, jego bardzo skomplikowanego wnętrza, które jednocześnie przyciąga i odpycha. Oczywiście wiadomo, że spora część tego sukcesu postaci pochodzi od scenarzystów, niemniej jednak, gdyby nie gra aktorska Johnny'ego, ciężko by było polubić Roux (tak, gra nie wygląd).
Zakończenie też jest o niebo lepsze!
Choć wciąż pozostaje otwarte, zdecydowanie pozostawia widzowi nadzieję, że być może życie bohaterów (nawet burmistrza!) jeszcze się ułoży.
Film nagrywany w pięknych francuskich miejscowościach, doskonale oddaje klimat książki, a to co powstaje w chocolatier, wprost zachwyca!
Następuje także zmiana narracji: historię swoją i Vianne opowiada Anouk.

W tej bitwie bezsprzecznie wygrywa film.
Jeżeli usiłuję czegoś nauczyć drugiego człowieka, coś mu pokazać, wolę zacząć od delikatnego nakłaniania, próby porozumienia, a nie od razu brutalnego pokazania realności omawianego tematu.
Może to wina konsumpcjonizmu? Może tego, że jestem przewrażliwiona?
Jednak wydaję mi się, że każdy z was wolałby obejrzeć przyjemny, acz mądry film obyczajowy, niż ekranizację o lekko psychodelicznym księdzu, któremu się pomieszało w dzieciństwie i trwa do teraz, póki dzierży jakąś (w tym wypadku dość ogromną) władzę. 

Na dziś to tyle,
Serdecznie zachęcam was do obejrzenia recenzji filmowej, w której znajdziecie trochę więcej wynurzeń emocji:

CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE I PODAJCIE DALEJ!

środa, 24 czerwca 2015

"Gregor i Niedokończona Przepowiednia" Suzanne Collins

[Źródło]





"Pojawiam się i znikam, i znikam, i znikam" niczym Józek z piosenki Bajmu! 



Witam was książkoholicy, książkofile i inne czytające stworzenia! 
Witam i na powitanie od razu przepraszam, że znowu mnie nie było... tak, tak, zdarza mi się to całkiem często. Jednak moje życie tak jak i wasze jest pełne niespodzianek, a ostatnio spadała na mnie jedna za drugą. De facto - wszystko było tak, jakby cały świat nie chciał, żebym nagrała/napisała właśnie tą recenzję, którą mam zamiar was dzisiaj uraczyć.
Natomiast ja się nie poddałam i wygrałam tę batalię! Oto recenzja "Gregora i Niedokończonej Przepowiedni" Suzanne Collins. 

Historia przedstawia się tak:
Głównym bohaterem powieści jest dwunastoletni chłopiec - Gregor. Mieszka on w Nowym Jorku, razem ze swoją mamą i babcią oraz dwiema młodszymi siostrami, jego ojciec zaginął. Akcja książki rozpoczyna się w wakacje, kiedy starsza z sióstr wyjeżdża na obóz, a Gregor musi zajmować się domem, kiedy jego mama jest w pracy. W trakcie wykonywania zwykłego prania, z niewielką pomocą swojej dwuletniej siostry - Botki, Gregor przenosi się do uniwersum podziemia, które mieści się pod Nowym Jorkiem, a tamtejszy lud twierdzi, że właśnie do niego odnosi się Niedokończona Przepowiednia...

Poznałam Suzanne Collins i jej prozę, mniej więcej około rok, dwa lata temu, zaczytując się w "Igrzyskach Śmierci". Zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ponieważ zarówno uniwersum Panem, jak i bohaterowie, czy określone wydarzenia były doskonale dopracowane, dobrze przedstawione, miały uniwersalny wydźwięk, a cała trylogia miała coś przekazywać, czegoś uczyć.
"Gregor..." to zupełnie inny typ literatury. Powieść skupia się na tym, aby dostarczyć czytelnikowi rozrywki, aby miał on szansę wejść w przygodę, którą przeżywają bohaterowie, i mógł w niej uczestniczyć. Książka ta, ma przede wszystkim na celu dawać radość z czytania i ten cel z pewnością udaje jej się osiągnąć.

Bohaterowie tej niezwykłej historii są bardzo zróżnicowani.
Chyba po raz pierwszy zdarzyło mi się, bym była nie do końca zadowolona z głównego bohatera - mężczyzny. W porównaniu do Katniss (a każdemu kto czytał "Igrzyska..." ciężko nie porównywać) Gregor wydaje się wręcz mdły i nijaki. Niektóre jego pomysły są bardzo naciągane, jest to postać bardzo skrajna i często przeskakująca z emocji na emocję, jak jakiś owad z kwiatka na kwiatek; raz jest zły, po czym zaraz smutny, aż nagle zaskoczony jakimś wnioskiem, do którego doszedł. Jednak za Gregora nadrabia jego siostra - Botka, dzięki której akcja jest o wiele weselsza i dzięki której dochodzi do wielu zabawnych sytuacji. To był strzał w dziesiątkę, by umieścić dwulatka w środku podziemnego miasta z ogromnymi, oswojonymi nietoperzami! Szereg bohaterów drugoplanowych, czyli, w głównej mierze, mieszkańców Podziemia, również jest wspaniale przedstawiony. Ze swoimi zwyczajami, tradycjami i wierzeniami, lud Podziemia tryska niezwykłością, oryginalnością, ale także pewną dozą antyku. Czuje się, że zarówno oni jak i ich świat jest zupełnie inny niż nasz.

Z akcji nie mogę wiele wam zdradzić, bo zepsułabym kilka całkiem niezłych niespodzianek, które autorka przygotowała dla swojego czytelnika. Mogę powiedzieć, że mamy tam kilka całkiem zaskakujących zwrotów, a wszystko jest poprowadzone żywo i ciekawie, w duchu fantastycznej przygody. Jeżeli już uda się czytelnikowi wgryźć w akcję to płynie wraz z nią tak szybko, jakby wskoczył w nurt podziemnej rzeki.

Uniwersum Podziemia to najmocniejszy punkt książki. Przyznaję, że powieść nie obfituje w szerokie opisy miasta - Regalii, czy innych stref, ale są one umieszczane na tyle często, by czytelnik mógł poczuć klimat; chłodny, pieniący się nurt rzeki, podmuch pochodzący od machających skrzydeł nietoperzy, czy cuchnący oddech szczura - wszystko to i więcej można znaleźć w Podziemiu. Poza tym autorka nie boi się ponownie lekko musnąć tematów politycznych - walki o władzę pomiędzy szczurami a ludźmi. 

Jest jednak jedno duże ALE, mianowicie; "Gregor i Niedokończona Przepowiednia" nie jest powieścią uniwersalną. Przykro mi to mówić, ale poprzez swój język, styl pisania a także przedstawienie niektórych wydarzeń czy przeżyć bohaterów, polecam tę książkę dzieciakom (młodszej młodzieży) w wieku od ok. 9 do ok. 13 lat.
Ja jestem już stara, trochę w życiu przeczytałam i bardzo trudno było mi się wbić w akcję tej książki. Tak naprawdę odkryłam jaka jest dobra dopiero po ok. 200 str, a to naprawdę słaby wynik, jeśli powieść ma ich trochę ponad 300.
Podsumowując, "Gregor i Niedokończona Przepowiednia" to naprawdę dobra i ciekawa pozycja, ale dla tych, którzy lubią ten typ literatury, dla waszego młodszego rodzeństwa, czy dla was samych, jeżeli akurat jesteście w podstawówce czy na początku gimnazjum. Warto ją przeczytać choćby po to by oderwać się od dusznego miasta (módlmy się, by niedługo nastały upały) i przenieść się do niezwykłego, acz chłodniejszego, Podziemia. 

Za możliwość przeczytania tej powieści dziękuję wydawnictwu IUVI, które udostępniło mi ją do recenzji.

[Źródło]


Recenzja filmowa:



CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE I PODAJCIE DALEJ!

piątek, 5 czerwca 2015

MAY BOOK HAUL


Witam was kochani!
Dziś mam dla was kilka słów o moich książkowych zdobyczach majowych.
Nie jest ich dużo, bo maj nie obfitował w okazje do zapełniania regału. Wszelkie dodatkowe pieniążki szły na prezenty dla innych, z czego cieszę się, bo udało mi się trafić w gusta najbliższych.

Przejdźmy jednak do rzeczy.
Oto co zakupiłam w maju:

[Źródło]
Jeżeli jesteście widzami amerykańskiego booktube'a i znacie kanał "abookutopia" musieliście słyszeć o tej pozycji. Jeżeli nie - tytuł mógł się wam obić o uszy, w formie serialu, który kosi teraz rekordy popularności. 
Powieść opowiada o Claire - młodej angielskiej kobiecie, która będąc na wakacjach z mężem, tuż po zakończeniu II Wojny Światowej, poprzez przedziwny zbieg wydarzeń przenosi się do XVIII-wiecznej Szkocji. 
Zaczęłam już ją czytać i całkiem mi się podoba. Choć nie przepadam za motywem podróży w czasie, ta książka jakoś do mnie przemówiła. Nie przepadam też za pierwszoosobowym stylem narracji, ale tu też zupełnie mi nie przeszkadza. "Obca" wciąga czytelnika, zmusza do polubienia bohaterów... wydaje się naprawdę udanym zakupem - przynajmniej na tę chwilę.


[Źródło]
Paliłam się do kupna tej książki odkąd tylko dowiedziałam się o jej wydaniu, czyli w okolicach marca. Amerykański booktube szumiał o wielkim powrocie pani Clare w tej nowej, nadzwyczajnej odsłonie. Temat szkół magii może i jest oklepany, a całe podium już od dawna zajmuje Harry Potter, ale co mają zrobić ze sobą fani potterowej sagi, kiedy jej już zabraknie? Ja jestem bardzo pozytywnie nastawiona do tej książki i wprost nie mogę się doczekać aż ją przeczytam. Powieść opowiada o chłopcu imieniem Callum, który wraz z ojcem są jedynymi, którzy przeżyli jakąś tam wielką masakrę (tego wątku nie znam dokładnie), przez te wydarzenia ojciec nie chce, by syn dostał się do szkoły magii Magisterium, a syn nie chce go zawieść. Robi wszystko, żeby się nie dostać, ale jednak... się dostaje. W nowym życiu czekają go nowe przygody, nowi przyjaciele... nowi wrogowie. Czy temu podoła?

[Źródło]
Szczerze powiedziawszy nie podejrzewałabym siebie o kupno tej książki. Po niezbyt miłych doświadczeniach z "Drogą królów" <Don't judge me> takie 100% fantasy odstrasza mnie trochę. Zdecydowanie wolę obecnie ten rodzaj, który łączy niezwykłe zdolności z życiem codziennym. Jednak kiedy przeczytałam opis, ta historia zachęciła mnie do siebie. 
Powieść opowiada o dwóch bohaterach z dwóch, kompletnie różnych warstw społecznych. Jednym z nich jest złodziej, żyjący w biedzie, posiadający dwie niezwykłe bransolety na nadgarstkach (dla niego kupiłam tę książkę, oby mnie nie zawiódł), a drugim - księżniczka tego magicznego imperium, która już za chwilę ma być wydana za mąż, co niekoniecznie jest jej w smak. Uwaga! Mogłam coś pokręcić, jak już mówiłam - to był zupełnie nieprzewidziany zakup. 


I to już tyle. Jeżeli chcecie zobaczyć moje szczere emocje w konfrontacji z zakupionymi książkami zapraszam serdecznie do obejrzenia:



A co wy zakupiliście w maju?

CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE I PODAJCIE DALEJ!

czwartek, 4 czerwca 2015

"Pryncypium" Melissa Darwood

[Źródło]

Witam serdecznie,
Dziś nówka, nóweczka wydana dopiero co, w poprzednim miesiącu. Co prawda tylko w wersji e-booka, ale za to można ją sobie ZA DARMO stąd: [KLIK].

I tak jak w sposobie wydania tej książki są plusy i minusy, tak w jej treści znajdziemy to samo. 

"Pryncypium" to opowieść o dwójce młodych ludzi. 
Ona - biedna studentka, pochodząca ze wsi, zarabiająca na utrzymanie siebie i rodziny, aż przesycona zwyczajnością. 
On - obrzydliwie bogaty właściciel firmy, z taką ilością jadu w sobie, że można by nim wytruć całe miasto. Cham, prostak, zdecydowanie zbyt pewny siebie. Ale także... niezwykły. Posiada pewną nadzwyczajną umiejętność, ale musi za nią srogo płacić.
Jak łatwo się domyślić; ich drogi krzyżują się powodując ciąg zaskakujących wydarzeń, zmiany w samych bohaterach i sporo dość smacznie podanej akcji. 

No to sobie poopisywaliśmy.
Ja po przeczytaniu tej książki mam bardzo mieszane uczucia, które postaram się wam jakoś ładnie i zgrabnie przedstawić. 

Przede wszystkim miejscem akcji jest Polska, walutą: złoty, bohaterowie mają polskie imiona itd. itp. To nie jest minus. Jednak ja sama, czytając głównie (choć nie zawsze) autorów zagranicznych - tak, pani Melissa na 98% jest Polką - czuję niesmak do polskich imion w książkach. Jestem patriotką, naprawdę lubię nasz kraj, ale jakoś polskość w książkach mnie drażni i długo muszę się przyzwyczajać, żeby ją zaakceptować. W tej powieści jest podana nienachalnie, więc dość szybko da się do niej przywyknąć i przestaje przeszkadzać.

Plusy powieści:
  • Największym pozytywnym zaskoczeniem dla mnie był nowatorski pomysł na watek fantastyczny. Niestety nie mogę wam wyjaśnić na czym on dokładnie polega, ponieważ zepsułabym wam całą rozrywkę - w powieści z biegiem akcji dostajemy strzępy informacji, które dopiero gdzieś około połowy historii ułożą nam się w piękną całość.
    Osobiście, nigdzie wcześniej nie spotkałam się z taką ideą "nadludzi". Zoltan (protagonista) jest laufrem, a jego zdolności mają coś wspólnego z Nomen człowieka - więcej nie powiem, czytajcie sami!
  • Dynamiczni bohaterowie. Niestety pozytywnym zaskoczeniem jest tu tylko Zoltan, bo to on przechodzi przemianę na kartach powieści. Przemianę dobrze skonstruowaną, dobrze poprowadzoną, mającą sens i właściwie przemiana ta, robi z niego jeszcze lepszego bohatera.
  • Do ok. 120 str. powieść można uznać za naprawdę bardzo dobrą; akcja się rozwija, jest zachowany ciąg przyczynowo-skutkowy, każda informacja zawarta w tekście jest ważna, żeby zrozumieć kolejne wydarzenia. Ponadto do wyżej wymienionego momentu książka wciąga do tego stopnia, że absolutnie nie można jej odłożyć, bo wciąż myśli się co będzie dalej... są zwroty akcji no i w ogóle jest super fajnie, tralalala, bum, cyk, cyk!
I moje pozytywne opinie kończą się wraz z momentem przekroczenia połowy książki...
Minusy:
  • Po ok. 120 str. akcja przyspiesza. I nie mówię tutaj o tym, że wydarzenia są bardziej ekscytujące i jest w nich więcej emocji... nic z tych rzeczy. Po prostu pomiędzy kolejnymi wydarzeniami nie ma przerw albo są one ujęte w 2-3 zdaniach. Od tego momentu ma się wrażenie, jakby autorka chciała jak najszybciej zakończyć książkę i wsadziła do niej wszystkie pomysły myśląc: "A masz czytelniku, nachap się!", tyle, że robi się z tego bezsensowny szmelc, bo czytelnik naprawdę potrzebuje tych kilku chwil "postoju", inaczej te BARDZO WAŻNE WYDARZENIA zaczynają go męczyć i nudzić i tak było ze mną. UWAGA SPOILER - JEŚLI NIE CHCESZ GO CZYTAĆ PRZEJDŹ DO NASTĘPNEGO PUNKTU! Działa to tak źle, że kiedy pewna postać umarła, nawet nie zapłakałam (a to się bardzo rzadko zdarza u mnie, kiedy jakaś postać umiera, no chyba, że jej nienawidziłam), spłynęło to po mnie jak po kaczce. 
  • Wcześniej wspomniana przemiana bohaterów. O ile w wypadku Zoltana jest świetna, o tyle w przypadku Anieli (protagonistka), jest dramatyczna. Na początku powieści ta bohaterka nawet mi się podobała (nie przeczytacie takich słów często!), potrafiła się odgryźć, miała własne zdanie, poglądy których broniła, ale od połowy książki zmienia się w ten typ bohaterek, którego ja nie znoszę! Robi sceny, dramatyzuje, rozłazi się i jeszcze do tego (O ZGROZO!) staje się celem wszystkiego złego do tego stopnia, że Zoltan, który, przypominam, jest GŁÓWNYM BOHATEREM, staje się wręcz postacią epizodyczną, która tylko ciągle musi tę laskę ratować. W pewnym momencie myślałam, że rzucę tą książką.
  • Epilog. Zakończenie powieści nie jest złe. Gdyby nie to, że poprzedzone jest tym chorym tempem akcji, to właściwie ratowałoby całą historię. Ale ogólnie po przeczytaniu go, ma się takie całkiem przyjemne wrażenie i myśl, że może przeczytanie tej książki nie było stratą czasu. Tyle, że potem jest epilog. Który jest potwornie niepotrzebny i psuje wszystko co niepopsute.
    To tak, jakby ktoś dał ci ciastko, a gdy już je zjesz i jesteś całkiem zadowolony, ten ktoś mówi ci, że ta brązowa masa, o której myślałeś, że jest czekoladą, wcale tą czekoladą nie była tylko... no, jednym z produktów ludzkiego trawienia.
    Bez sensu. Niepotrzebnie. Nie mam pojęcia po co. 
Teraz mogę już podsumować. 
Nie mam pojęcia, czy mogę wam tę książkę polecić, czy raczej stanowczo odradzić. Nie każdy z was ma taki sam gust jak ja. Może dodam jeszcze, że na LC ta książka dostała ode mnie 6/10, czyli dało się znieść, ale o mało nie wrzuciłam cię do kibla. To coś znaczy, bo niewypowiedzianie rzadko jakaś książka dostaje ode mnie 6... zazwyczaj staram się dostrzec jak najwięcej pozytywów, ale tu one ledwo, ledwo przeważają szalę.
Sami zdecydujcie czy chcecie się zagłębić w ten świat. Ma on swoje dobre i złe strony.
A jeśli chcielibyście zobaczyć moje emocje, miny i różne inne na temat tej książki, tak bardziej na żywo, to proszę bardzo:



CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE I PODAJCIE DALEJ!