wtorek, 19 stycznia 2016

Piszemy?


Wydaje mi się, że jestem wstrętna skoro męczę was tak tym tematem, ale z drugiej strony słyszałam kiedyś, że każdy kto tak naprawdę zakochał się w książkach, chciał chociaż raz w życiu napisać własną. Wierząc w to, publikuję dzisiejszy post.



[Źródło]
O ile ktoś z was śledzi też mój kanał ma świadomość, że w ubiegłym roku brałam udział w czymś, co nazywa się pięknie: "National November Writing Month", potocznie "NaNoWriMo". Akcja ta polegała na napisaniu 50 000 słów własnej powieści w ciągu 30 dni. Brzmi jak szaleństwo? Uwierzcie mi, że nim jest.
Obiecywałam filmik z podsumowaniem, z odpowiedziami na pytania dotyczące powieści itd. itp. ale oczywiście, jak to z moimi planami bywa, nie wypaliło.
Zacznijmy od tego, że przez pierwsze dwa tygodnie było naprawdę dobrze: napisałam 15 000 słów, moja powieść, którą tworzę już od dwóch lat, skoczyła z kopyta do przodu i wreszcie mogłam nadać jej trochę romantyzmu.
Potem fiasko. Kompletna porażka. Na całej linii.
W mojej szkole jestem, a właściwie na tym etapie - byłam, reżyserem teatru amatorskiego. W połowie listopada mieliśmy premierę, potem inne przedstawienia... wciąż próby i próby, a moje myśli nie obracały się wokół niczego innego, tylko teatru.
Albo możliwe, że po prostu się tłumaczę. Istnieje też taka opcja, że to wina mojego lenistwa i słomianego zapału.
W każdym razie POLEGŁAM.
I od listopada do wczoraj moja powieść stała w miejscu. Zresztą ona często ma takie przestoje. Przed listopadem tknęłam ją chyba w marcu.
Myślę, że każdy z nas, początkujących pisarzy, ma taki moment, kiedy braknie weny, kiedy pokonuje nas lenistwo albo nagle dopada nas myśl, że to wcale nie jest takie fajne jak myśleliśmy. Wtedy zostaje tylko upór. Wierzcie mi, że to pierwsza taka praca, przy której wytrwałam tak długo. Mam chyba z dziesięć całkiem niezłych początków powieści, porzuconych w okolicach dwudziestej strony. Ten utwór jest moim rekordem - osiągnął jak na razie 150 stron i wcale nie chce dać się odrzucić. 
Wydaje mi się, że to wina bohaterów. Przywiązałam się już do nich, zwłaszcza, że zaczęli mi się odrobinę wymykać spod kontroli i żyć własnym życiem. A czy nie o to chodzi? Czy zadaniem pisarza nie jest ożywić postać?

Powiedziałam: do wczoraj. I właśnie to jest po trosze celem tego postu. Niesamowicie potrzebuję się uzewnętrznić, zmotywować. Może te napisane słowa do mnie przemówią, bo w tym momencie mam ochotę walić głową w ścianę.

Kiedy mówiłam wam o mojej powieści i prosiłam o zadawanie pytań głównie interesowały was fabuła i bohaterowie. I choć uwielbiam was i niesamowicie cieszę się, że chce wam się poświęcać czas na moje gadanie... nie powiem wam zbyt wiele w tym temacie. Nie dlatego, że boję się kopiowania, bardziej z powodu tego, że przeraża mnie fakt, jak ludzie oswajają się z tym, że ktoś pisze. Stają się nieobiektywni i chcą tylko wiedzieć co będzie dalej z bohaterami, a ja mówię NIE. Jeżeli uda mi się to wydać (a nawet nie wiecie jak mi na tym zależy!), szczerze liczę, że sami pójdziecie do księgarni i zapoznacie się z moją historią.
Dziś powiem tyle, że to powieść dla młodzieży, ale raczej młodzieży starszej, bo nie wszystko co w niej zawarte jest łatwe do przełknięcia. Ponadto jej gatunek wahałby się gdzieś między YA, fantastyką a sci-fi, nie mam pojęcia gdzie by się najlepiej plasował, bo nigdy w tych całych gatunkach nie byłam dobra. I oczywiście jest przecudowny główny bohater - kto zna mnie, raczej nie powinien być zdziwiony.

Uwaga, uwaga: Szczupak zamierza skończyć książkę, w której babra się od dwóch lat w dwa i pół miesiąca.
-
-
-
-
Pośmialiście się już? Taa, ja też bym się roześmiała. 
Dlaczego?
W ciągu ostatnich kilku tygodni uświadomiono mi dość dobitnie, że życie jest niebywale krótkie.
Ostatni post poinformował was, że jest ktoś w moim życiu dla kogo nigdy nie przestałam pisać, nawet w okresie, kiedy byłam w klasie z rozszerzoną matematyką i tylko moja polonistka wierzyła, że jest we mnie dusza humanisty. To moja babcia.
Kiedy miałam 7 lat byłam u niej na wakacjach, ona spytała: - Kim chcesz zostać, kiedy dorośniesz, kochanie? a ja jej na to: - Pisarzem, babciu. Nie potraktowała tego niepoważnie, nie poklepała mnie po ramieniu i stwierdziła "Oczywiście, skarbie", podsuwając mi ciasteczka. Złapała mnie za rękę, posadziła przed komputerem, włączyła Worda 2000 i kazała pisać wszystko co zechcę.   
Jeżeli wydam książkę, będzie ona dedykowana jej, choć ona sama nie lubi takich "zabili go i uciekł", jak pięknie określa fantastykę. 
Dlatego chcę spiąć dupę i to skończyć, dać temu przerwę, przeredagować (bo jak patrzę na te pierwsze fragmenty to zbiera mi się na płacz. Boże, czy ja wtedy postanowiłam sobie, że będę niekonwencjonalna i zapomnę o stylistyce, czy jak?!) i we wrześniu najpóźniej rozesłać do wydawnictw. Możliwe, że mnie nie wydadzą. Możliwe, że stwierdzą "Ten podlotek nie ma nawet dwudziestki, tego się nie opłaca czytać... a w ogóle, to takiej fantastyki w wersji polskiej nikt nie kupi". Może. Ale jeśli nie spróbuję, nie dowiem się. Zaczęłam się bać, że w pewnym momencie może mi zabraknąć czasu, by pokazać babci ten utwór w piękniej okładce i z logo jakiegoś wydawnictwa, więc nie poddam się tak łatwo.

Tyle, że jestem sobą. Pracuję drugi dzień i już mam kryzys, bo dzisiejsza scena wyszła jak naciągnięte, męskie gacie i to z dziurami. Muszę ją jutro napisać od nowa albo posiedzę jeszcze pośród ciemnej nocy i poczekam aż wróci do mnie umiejętność pisania, bo chyba wzięła i spieprzyła. Czy serio tak trudno pisać o miłości?

Jeżeli chcecie dołączcie do mnie. Jeżeli wciąż macie na dyskach niedokończone powieści otwórzcie je i zróbcie postanowienie: do końca marca cię skończę! Jeśli nawet nie dla wydawnictwa, to dla siebie, żeby mieć świadomość ukończenia pracy. Piszcie w komentarzach co sądzicie o całym tym wynurzeniu, czy dołączacie, czy sami coś tworzycie. Pełna wolność wypowiedzi!

Ja idę zrobić sobie coś do picia, schować się w obszernej bluzie brata i wpatrywać się w tę, głupią pustą kartę, która śmieje się ze mnie. Zamierzam nakazać jej się zamknąć - po prostu zatopię ją słowami. Chyba, że nie przyjdzie mi do głowy żaden pomysł innego przedstawienia tej sceny. Wtedy pójdę spać, co też brzmi całkiem nieźle.
Bajo :* I powodzenia! Nie poddawajcie się! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz