sobota, 20 lutego 2016

Ambicja czy przekombinowanie? - czyli recenzja filmu "Ave, Cezar!"

[Źródło]

Niektórzy zapewne wiedzą, inni nie, ale drugą moją pasją, poza książkami, jest film. Uwierzcie mi, że za każdym razem, gdy mam kryzys czytelniczy, najprawdopodobniej masowo oglądam produkcje, które już od jakiegoś czasu zaprzątały moje myśli. 
Jeśli jednak miałabym wskazać moment, który zapoczątkował moje zainteresowanie tym, co się kryje za obrazem, który jest nam sprzedawany w kinie, najprawdopodobniej padłoby na obserwację ewolucji gry aktorskiej Channinga Tatuma na przestrzeni całej jego filmografii. Stąd zapewne mój sentyment do tego aktora i konsekwentne oglądanie każdej premiery, w której występuje. Tak znalazłam się na "Ave, Cezar!".

Trudno tu stworzyć jakikolwiek zarys fabuły, bo film jest bardzo bogaty w różne wątki. Niemniej jednak głównym bohaterem jest Eddie Mannix (Josh Brolin) - zarządca wytwórni filmowej Capitol Pictures - i sekrety jego pracy. Mannix musi sobie bowiem poradzić z porwaniem wielkiej gwiazdy jednej z największych produkcji swej wytwórni, zatuszować nieślubną ciążę, czy ze słodkiego chłopaczka z westernów zrobić wysublimowanego amanta. Wszystko to okraszone spojrzeniem na kino lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych dwudziestego wieku od tyłu - jak nagrywano filmy? Jak wyglądały ekipy? Skąd brano aktorów czy statystów? Oraz jak głęboko wśród filmowców siedziała prasa i bloki plotkarskie? Tego możecie dowiedzieć się z tego filmu. 

Nieznajomość filmów braci Coen to prawdziwa hańba dla kogoś, kto uważa się za kinomana. Mają oni bowiem na koncie kilka Oscarów, które nie są raczej przyznawane za ładne oczy. Tworzą niezwykły duet, ponieważ już od dzieciństwa interesowali się kinem, a tuż po szkole średniej zaczęli tworzyć pierwsze poważne scenariusze. Drogę do kariery otworzyła im komedia "Raising Arizona", a pierwszego Oscara otrzymali za obraz "Fargo". Najsłynniejszą ich produkcją jest film "To nie jest kraj dla starych ludzi" - prawdziwa uczta filmowa. Czy "Ave, Cezar!" podzieli sukces swoich poprzedników? 

Na początku muszę powiedzieć, że nie jest to absolutnie film dla wszystkich. "Ave, Cezar!" to przedstawiciel kina ambitnego, bez wybuchów, strzelanin, czy mocno naszpikowanych seksem romansów. W zamian za to oferuje nam jednak wspaniałą satyrę na tzw. "Złoty wiek Hollywood", powrót do motywów i klimatu filmów z tamtego okresu, zaskakującą intrygę, która przełamuje atmosferę powagi, oraz kwintesencję sztuki, jaką jest gra aktorska. 

Fabuła filmu jest wartka, kolejne wątki zmieniają się jak w kalejdoskopie, więc od widza wymaga się uwagi. Intryga, która została stworzona wokół porwania Bairda Whitlocka (George Clooney), głównej gwiazdy produkcji "Ave, Cezar!" (nie, to nie pomyłka, mamy tu do czynienia z filmem w filmie, o tym samym tytule), jest doskonale wyważona i stanowi pewien punkt przełamania, dowód, że ta produkcja to tylko satyra z ziarnkiem prawdy, jak działało wtedy Hollywood.  Kontakty z prasą, którą tu reprezentują komiczne bliźniaczki Thacker (Tilda Swinton) wypadają jako przezabawne targi i negocjacje. Montaż filmu jawi się jako śmiertelne zagrożenie. Mistrzostwem jest również scena musicalowa, w której banda marynarzy rozpacza nad brakiem panienek na morzu, śpiewając, tańcząc na stołach i stepując - takiej sceny nie powstydziłby się nawet Gene Kelley ("Deszczowa piosenka"). Mogę więc spokojnie powiedzieć, że fani inteligentnego humoru i kina tamtych lat będą się świetnie bawić. 

  
[Źródło]
Temat, na który również muszę zwrócić uwagę to gra aktorska. Film był głównie reklamowany na tej podstawie i dlatego należałoby wymierzyć zwiastunowi sprawiedliwość... Prawda jest taka, że gdyby nawet ten film obedrzeć ze świetnej oprawy (o której za chwilę), trochę sknocić scenariusz i umniejszyć zabawności fabuły, można by na niego iść tylko i wyłącznie dla gry aktorskiej. Na ekranie przewijają się bowiem takie sławy jak George Clooney, Ralph Fiennes, Scarlet Johansson, Tilda Swinton, czy Channing Tatum i daję słowo, dają z siebie wszystko co mają najlepsze. Każdy szczegół jest tutaj dopracowany! Mimika, sposoby poruszania się, konkretne tonowanie danych kwestii... postacie przekonują nas, są ludźmi z krwi i kości - nieidealnymi, czasem nierozsądnymi, o przeróżnych poglądach i celach w życiu. Mnie osobiście zachwycił Alden Ehrenreich, którego w tym filmie poznałam po raz pierwszy i już zdecydowałam, że będę śledzić jego karierę, bo przekonał mnie tak bardzo, że byłabym w stanie przysiąc; gdyby wsadzono go do "Bonanzy", nikt nie zauważyłby różnicy - idealny chłopiec, który przypadkowo trafił do westernów. Nie omieszkam również wspomnieć o panu, dla którego poszłam na ten film (kiedyś poświęcę mu osobny post), jak dla mnie sprawdził się doskonale w odgrywanej roli, która była dosyć złożona, zaskoczył mnie tak dobrym, musicalowym głosem... a to jak stepuje! Klękajcie narody!

[Źródło]

[Źródło]
Nadmienię również, że jestem pod ogromnym wrażeniem całego tzw. "backstage'u", Niesamowity jest dobór muzyki, która towarzyszy nam zwłaszcza wśród scen monologów narratora. Zachowuje ona klimat połowy dwudziestego wieku, mimo, że ma w sobie odrobinę ze współczesności. Jeśli ktoś chciałby ją prześledzić po obejrzanym filmie zapraszam do playlisty na spotify: "Hail, Ceasar!" Soundtrack. Kostiumy zarówno te filmowe, jak i odpowiadające czasom, w których miejsce ma akcja są bardzo kolorowe i przyjemnie rozświetlają z gruntu poważną tematykę, każdy z nich doskonale pasuje do sytuacji oraz pozwala uwierzyć w prawdziwość wydarzeń. Tę samą sytuację mamy z miejscem: przeważająca większość wydarzeń dzieje się w wytwórni; wszystkie studia, scenografie do "powstających filmów" są dopracowane tak dobrze, jakby rzeczywiście wszystkie te produkcje miały miejsce. Trudno dopatrzeć się jakichkolwiek niedoróbek: czy to w domu Mannixa, w miejscu, do którego trafia porwany Whitlock, czy jak już wspominałam w samej wytwórni. Wizja jest tak piękna, że nie mamy wrażenia sztuczności, od pierwszych chwil cofamy się prawie sześćdziesiąt lat wstecz i pozostajemy w tym klimacie aż do samego końca.

Jako ciekawostkę mogę dodać, że nieco podobny pomysł do tego, który bracia Coen mieli na film w filmie pt. "Ave, Cezar!", naprawdę doszedł do skutku i pojawi się w kinach w 2016 r. Nazywa się "Zmartwychwstały" i po więcej informacji możecie kliknąć TUTAJ. Również głównym bohaterem jest rzymski centurion, niewierzący, który w miarę kolejnych zderzeń z wiarą w Chrystusa jako Syna Bożego tę wiarę uzyskuje. Może to być interesująca produkcja.

"Ave, Cezar!" nie ciągnie się i nie dłuży, zmusza widza do śledzenia kolejnych wydarzeń, do zastanowienia się nad tak dobrze znanym stwierdzeniem: "TAKICH filmów już się nie robi", "TAKICH aktorów już nie ma". Prawda jest taka, że nie robi się TAKICH filmów, bo nigdy ich się nie robiło, nie ma już TAKICH aktorów, bo nigdy ich nie było - jedyne co się zmieniło to, to, że teraz mówi się głośno o rzeczach, o których wtedy nie śmiano pisnąć słowem, bo "nie wypadało", a dziennikarze zrobili się pazerni na wysokie łapówki, tyle. 
Polecam amatorom dobrego, ambitnego kina, fanom najbardziej znanych produkcji "Złotego wieku Hollywood" oraz tym, którzy tak jak ja, śledzą kariery głośnych nazwisk, które występują w tej produkcji, choćby po to, żeby zobaczyć jak dobrze potrafią grać. 
    
OCENA: 8/10



Dajcie znać czy wybieracie się na "Ave, Cezar!"? Co myślicie o tej produkcji, jeśli już ją obejrzeliście? Czy zachęciła was ta recenzja i czy w ogóle się podobała, bo to moja pierwsza taka przygoda. Chcecie więcej?

Na dziś to tyle, do napisania!
Pa!

15 komentarzy:

  1. Zwykle wybór pomiędzy książka a filmem jest dla mnie prosty, dlatego rzadko wybieram film:-) Lubię jednak konfrontować swoje wrażenie i opinię z innymi, dlatego tym razem zrobię wyjątek i zasiądę przed ekranem monitora. Kusi mnie szczególnie muzyka o której piszesz, bowiem dźwięki są bardzo istotne w moim życiu.
    Pozdrawiam, Justyna
    www.qulturaslowa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zachęciłam :) Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  2. Chyba będę musiała się skusić ze względu na Tatum'a no i na głównego bohatera Grand Budapest Hotel ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę serdecznie polecam, bo film jest świetny :) I też uwielbiam Ralpha Fiennesa w Grand Budapest Hotel, zrobił na mnie ogromne wrażenie! Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  3. Mam zamiar wybrać się na ten film. mam nadzieję, że mi się uda, bo widzę że warto.

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :*
    http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/
    Klaudia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świetnie! Daj znać co myślisz, jak obejrzysz ;) Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  4. Nigdy nie byłam wielką miłośniczką filmów. Znaczy lubię je oglądać, ale nie mogę nazywać się kinomaniaczką, bo za wiele ich nie oglądam... A o tym filmie pierwszy raz słyszę. Zaciekawiłaś mnie swoją recenzją i może kiedyś jak najdzie mnie na jakiś film to go obejrzę :)
    Pozdrawiam :)
    RosePerdu Books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że cię zaciekawiłam :D I polecam film serdecznie :) Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  5. Nie oglądałam, ale lubię takie wymyślne satyry na życie. Chętnie więc obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie, w tym względzie mamy podobny gust :) Cieszę się, że Cię zachęciłam i dziękuję za komentarz!

      Usuń
  6. Super post. :-) Wspaniała recenzja, zachęciłaś mnie do obejrzenia tego filmu. :-)

    Pozdrawiam!
    http://www.fitnesswomen.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę :) I dziękuję za komentarz!

      Usuń
  7. Zawsze sądziłem, że film nie jest dla mnie, że to dziedzina sztuki – tak, możecie mnie skarcić – drugorzędna. Ostatnio, za sprawą rekomendacji, obejrzałem "Tajemnicę Brokeback Mountain", a jeszcze wcześniej (znacznie wcześniej) "Idę" i "Ziarno prawdy". I zmieniam zdanie, film potrafi zafrapować i poruszyć w równym stopniu, co książka. Będę miał tę pozycje na uwadze, zwłaszcza, że mogę nazwać siebie amatorem ambitnego kina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniale! Osobiście jako kinoman mogę tylko trzymać kciuki, żebyś rozkochał się w filmach jeszcze bardziej - a ten jest naprawdę wart uwagi, polecam! I dziękuję za komentarz :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń