sobota, 7 lutego 2015

"Hobbit" J.R.R. Tolkien








Niby klasyczna, a jednak nowoczesna.
Niby zwyczajna, a jednak uniwersalna.
Niby nic niezwykłego, a jednak ma miliony fanów na całym świecie. 
Jaka jest tajemnica Tolkiena?
Jak osiągnąć sukces, który trwa już 70 lat? 
Tego wszystkiego i jeszcze więcej dowiecie się z tej małej, niepozornej książeczki, posiadającej zaledwie 320 stron. Ale przede wszystkim zanurzycie się w niezwykłe uniwersum, którego nie da się zapomnieć.

Długo zastanawiałam się od jakiej książki zacząć tę blogową przygodę.
W końcu doszłam do wniosku, że to byłoby bluźnierstwo, gdybym nie zrobiła ukłonu w stronę jednego z moich ulubionych autorów. Pula książek zmniejszyła się, ale dylemat pozostał. W końcu jakoś tak przez przypadek mój wzrok padł na to piękne, filmowe wydanie "Hobbita" J.R.R. Tolkiena i już wiedziałam, że to musi być ta książka i żadna inna.
Ponieważ jestem teraz jak Bilbo Baggins.
Mam już zaproszenie do wzięcia udziału w przygodzie i czekam tylko na słowa:

"
-A co, nie mówiłem?- zaśmiał się Gandalf.- Pan Baggins potrafi więcej, niż nam się wydaje."

"Hobbit", jak sama nazwa wskazuje, opowiada historię pewnego hobbita - Bilbo Bagginsa. Jak to w książkach bywa, jest on zgoła niezwykłym przypadkiem w swoim gatunku; nie jest stateczny, nie ceni sobie tylko i wyłącznie spokoju, ale gdzieś w środku, jego serce bije dla niezwykłych przygód i wydarzeń. I oto pewnego pięknego słonecznego dnia, na drodze Bilba staje starzec o lasce, który zaskakuje dość nieoczekiwanym powitaniem:

"-Dobrego dnia!(...)
-Co masz na myśli?-spytał.-Czy życzysz mi dobrego dnia, czy też spodziewasz się dobrego dnia niezależnie od moich pragnień? A może czujesz się dziś dobrze albo też wyglądasz tego dnia czegoś szczególnie dobrego dla siebie?"

Od tego wszystko się zaczyna.
Długo by opowiadać co się dzieje dalej. A nie chcąc wam zdradzić za wiele powiem tylko, że Bilbo skumpluje się jeszcze z bandą dość ciekawych krasnoludów, którzy organizują wyprawę do Samotnej Góry, żeby przegonić stamtąd smoka - Smauga, jak pewnie spora większość się domyśla xd - który palił, niszczył i... w końcu zagarnął, to co nie jego. Podczas tej wyprawy nasi bohaterowie przejdą przez wiele spodziewanych, lub wręcz przeciwnie, przeszkód, trochę pomachają mieczem i udowodnią, że "małe jest piękne" - jeśli mogę się tak wyrazić :)

Książkę tę przeczytałam jakiś... rok temu (chyba).
I oto proszę - pierwszy dowód mojej prawdomówności z pierwszego postu - książkę przeczytałam po obejrzeniu pierwszej części adaptacji filmowej: "Hobbit. Niezwykła podróż", wcześniej jeszcze zachwycona trzema filmami z serii "Władca Pierścieni".
I absolutnie się nie zawiodłam!
Niestety nie rozumiem poglądu, że film jest lepszy od książki. Książka jest inna - może traktuje o tym samym, ale ileż wolności dla fantazji pozostawia czytelnikowi! Myślę, że oba dzieła - tak od siebie różne - są, co najmniej, równie dobre. 




Dlaczego poleciłabym wam tę książkę?
Przede wszystkim język. Tolkien nie pisze trudnymi, niezrozumiałymi słowami, które odstraszają przeciętnego czytelnika. Ja, czytając tę książkę, absolutnie nie mogłam się oderwać, bo czułam się tak, jakby autor siedział tuż obok mnie, niczym dziadziuś opowiadający wnuczce bajkę, on opowiadał mi swoją historię. Język jest przystępny, ale nie potoczny, lekki, ale nie zbyt prosty. Poza tym powieść zawiera dużo opisów, dzięki czemu łatwiej nam znaleźć się w tym niezwykłym świecie Śródziemia. 
Poza tym bohaterowie! Och, moi drodzy państwo, nie wiem czy są postacie, które bardziej lubię! Trzynastu świetnych (trochę niskich) facetów, każdy z innym charakterem, każdy dobrze nakreślony, tak, aby czytelnik, każdego z nich choćby w niewielkim stopniu mógł poznać. Ja oczywiście jestem ogromnym fanem Thorina - choć w trakcie książki zdążyła mi kilka razy opaść szczęka przy działaniach tej postaci. Poza tym nie potrafię już wyobrazić go sobie inaczej niż w kreacji Richarda Armitage, nie dlatego, że mam jakąś ograniczoną fantazję i film zamknął mi horyzonty, po prostu zarówno w wyglądzie jak i sposobie zachowania Thorin filmowy jest adekwatny do mojego książkowego wyobrażenia. Uwielbiam również Bilba. Poniekąd stanowi on dla mnie wzór, bo jeżeli właściwie przyjrzymy się fabule powieści, bohater ten tylekroć pokonuje strach i własne zahamowania, że powinniśmy kłaniać się mu w pas!
Jest jeszcze jeden pan... dla którego jest szczególne miejsce w moim sercu. No dobra, może dwóch :D Pierwszym z nich jest postać często niedoceniana, bo drugoplanowa, aczkolwiek w filmie, bardzo dobrze pokazana - Kili. Uwielbiam go, naprawdę! Nawet nie wiem za co; może za podejście? Może za to jakie uczucia budził w Thorinie? Ale jest to po prostu fantastyczny bohater! Jeśli mi nie wierzycie, szczerze radzę przeczytać rozdział: "Baranie pieczyste" :) A drugi to Gandalf. Mężnego, szarego czarodzieja uwielbiam już od czasów "Władcy...", ale w tej powieści mamy kwintesencję zamysłu tej postaci. Jeśli chcecie dobrze poznać Gandalfa radzę zacząć właśnie od "Hobbita".
Wspomnę jeszcze o wydaniu: Piękne ilustracje, zdobiące tę powieść dzięki Alanowi Lee, dodają jej swoistego uroku i przypominają, że nie jest to powieść sprzed trzech lat, jak to jest w przypadku filmu. oto kilka przykładów:

      

Hobbit to wspaniała powieść dla każdego, kto ma ochotę choć na chwilę ukryć się dzięki słowom w innym świecie. Tolkienowskie Śródziemie nie jest bezpieczne, a jego mieszkańcy nie są idealni. Ale czy to nie to właśnie nas do niego przyciąga? Czy nie dlatego poddajemy się przygodom hobbita - "Istoty większej od liliputa, mniejszej jednak od krasnala"?

Na zakończenie coś, co bardzo zbliża mnie do Bilba, cytat, który sprawia, że czuję, że jesteśmy do siebie bardzo podobni :)

"Przygody! To znaczy: nieprzyjemności, zburzony spokój, brak wygód. Przez takie rzeczy można się spóźnić na obiad."

CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE I PODAJCIE DALEJ!

Życzę zaczytanego weekendu :) 

1 komentarz:

  1. Książka, której nigdy nie zapomnę! Nawet pomimo tego, że nie kocham realiów fantasy. Moim zdaniem tekst jest naprawdę ciekawy i godny polecenia. :)

    OdpowiedzUsuń