Źródło: [KLIK] |
O ile to w ogóle można nazwać przygodą...
Tytuł nowej serii: "Przekroczyć granicę" jest wyjątkowo dwuznaczny; ma świadczyć o tym, co ja robię czytając te książki oraz o ludziach, którzy byli przykładem dla postaci w nich istniejących. Nie można się nie zgodzić, że musieli przekraczać zarówno własne lęki jak i wewnętrzne blokady, aby przetrwać i aby pomóc przetrwać innym.
"Parabellum. Prędkość ucieczki" to ta powieść, o której mówiłam, że wybiorę ją sama. Popchnięta do tego poprzez okrzyki zachwytu wielu booktuberów np. Anitki czy Esy.
Powieść jest inspirowana faktami autentycznymi, o czym autor mówi już w Posłowiu.
Głównymi bohaterami powieści są bracia Zaniewscy: Bronisław i Stanisław wrzuceni w wir wydarzeń w obliczu wydarzeń II Wojny Światowej, ale w dwóch zupełnie różnych sytuacjach. Starszy z braci - Bronisław - służy w Wojsku Polskim i już pierwszego września styka się z grozą wojny. Jednak jego oddział zostaje zbombardowany, a przeżywa zaledwie czterech ludzi: Zaniewski, chorąży Chwieduszko, szeregowy Kiljan i kapitan Obelt. Śledzimy zatem losy czterech dzielnych żołnierzy. Co się z nimi stanie? Z drugiej strony mamy zupełnie inny obraz wojny w wykonaniu Stanisława, który wraz z narzeczoną - Marią i jakimś ciemnym typkiem - Holzerem podejmuję ucieczkę na ZACHÓD (tak, tak, obrali na cel Francję) z fałszywą tożsamością. Jak przebiegnie ich podróż? Co będą musieli przejść, aby wydostać się z, zalanego dwoma agresorami, państwa?
Nie jest to łatwa lektura i nie przypadnie do gustu każdemu, ponieważ Remigiusz Mróz wcale nie cacka się z własnym czytelnikiem. Ukazuje obraz II Wojny Światowej tak, jak on wyglądał z perspektywy zwykłego, przeciętnego obywatela Rzeczypospolitej czy starszego sierżanta. Nie obędzie się więc bez typowo wojskowego przeklinania, ran, śmierci czy tortur. Tego akurat znajdziecie w książce dość sporo. Mimo to Pan Mróz potrafi wciągnąć w swoją książkę nawet takiego przerażonego wojną panikarza jak ja.
Nie przerzucałam kartek, nie pomijałam opisów, czy cokolwiek, choć bardzo zżyłam się z postaciami i czułam się tak, jakbym stała tuż obok nich.
Droga Anitko, drodzy czytelnicy, uprzejmie oświadczam jednak, że nie mam pojęcia dlaczego Leitner stał się takim fenomenem. Jest to jedna z ważniejszych postaci, kapitan Wermachtu, zapatrzony w Hitlera jak ciele, nie licząc może podziału rasowego. Surowy, aczkolwiek jak dla mnie odrobinę... bez wyrazu? Może drugi tom ukaże mi jakąś jego świetlaną przyszłość.
Hm, to może zdziwić, ale ja najbardziej polubiłam Bronka Zaniewskiego i kapitana Obelta (Bełta). Są to postacie świetnie nakreślone, ich historie są pełne zwrotów akcji i emocji. Kibicowałam im najmocniej jak mogłam.
Fabuła jest doskonale zrównoważona, aczkolwiek może irytować to, że praktycznie każdy wątek Mróz kończy niewyjaśnionym wydarzeniem, które ma nas zmusić do czytania dalej. Potwornie irytujące zwłaszcza, że książka ma czterysta stron, a ty chcesz to skończyć w jeden wieczór, bo nie WY-TRZY-MASZ. Nie siedzę w tego typu powieściach, więc autor co i rusz mnie zaskakiwał i obracał wydarzenia tak, że mnie szczęka opadała do kostek i musiałam ją zbierać, powtarzając niewyraźnie: "Nie... nie możesz tego zrobić!".
Pozostaje jeszcze język. Remigiusz Mróz posługuje się językiem pięknym, co może zarówno przeszkadzać jak i podobać się. Książka naprawdę jest napisana dostojnie, być może lekko ulegając archaizacji co do czasów opisywanych, nie wiem - nie czytałam innych powieści autora, choć zamierzam. Jeśli ktoś już ją czytał, bądź jeśli ma zamiar podpowiem, że mnie ten język bardzo pasował do postaci pana Kremmera. Musicie mi wybaczyć, ale ja jeszcze nie do końca doceniam takie przykładowe posługiwanie się językiem polskim, z prostej przyczyny mojej skrytej nienawiści do tekstu archaizowanego np. u Sienkiewicza. Ale dorosnę i do tego. Spokojnie.
Podsumowując, każdy kto jeszcze nie dał się zamrozować powinien dać się ponieść. Parabellum jest powieścią wspaniałą i zaskakującą, dającą bardzo dobry obraz początków II WŚ, ja już zamierza sięgnąć po drugi tom.
Powiem jeszcze coś, co powinno pomóc: Ja nie przepadam za literaturą polską, z prostej przyczyny: nie trawię polskich imion w książkach. Taka przypadłość. (Sapkowski się nie liczy: tam był Geralt!) Zauważcie więc jak pochlebnie wypowiadam się o czymś co jest "nasze", bo Pan Remigiusz dał mi wielką nadzieję na to, że jednak nasi rodacy potrafią tworzyć dzieła równie dobre jak Anglicy czy Amerykanie. Nie spotkawszy się wcześniej z tą książką, zapewne nie sięgnęłabym po dzieło Miłoszewskiego. Więc zachęcam was szczerze, jeśli macie ochotę odzyskać wiarę w polskich pisarzy.
Powiem jeszcze coś, co powinno pomóc: Ja nie przepadam za literaturą polską, z prostej przyczyny: nie trawię polskich imion w książkach. Taka przypadłość. (Sapkowski się nie liczy: tam był Geralt!) Zauważcie więc jak pochlebnie wypowiadam się o czymś co jest "nasze", bo Pan Remigiusz dał mi wielką nadzieję na to, że jednak nasi rodacy potrafią tworzyć dzieła równie dobre jak Anglicy czy Amerykanie. Nie spotkawszy się wcześniej z tą książką, zapewne nie sięgnęłabym po dzieło Miłoszewskiego. Więc zachęcam was szczerze, jeśli macie ochotę odzyskać wiarę w polskich pisarzy.
Dziękuję, dobranoc.
Dawno nic nie było u Ciebie. Zaglądasz tu jeszcze? :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja. Jeśli chodzi o Mroza - nie czytałam jeszcze żadnej jego pozycji, ale z racji, że tak wiele osób się nim zachwyca (choćby własnie Anita), zamierzam sięgnąć w końcu po Parabellum i zasmakować jego literatury.
A co do brakujących dobrych polskich pozycji uważam wręcz przeciwnie, jest ich coraz więcej. Polską literaturę uwielbiam, zwłaszcza Pilcha, Konwickiego, Sapkowskiego i wielu innych, a także moim zdaniem fantastykę mamy naprawdę na wysokim poziomie.