środa, 11 lutego 2015

"Gwiazd naszych wina" John Green






Wobec tej książki popełniłam jeden ze swoich największych błędów czytelniczych w życiu.
Jaki?
Pozwoliłam jej czekać.
Ponad pół roku stała na najwyższej półce mojego regału, dając się bezkarnie ignorować i choć przemawiała do mnie kilka razy, ja niczym kamienny posąg, byłam głucha na jej cichy szept.
Żałuję i przyznaję się do winy.
I choć wielu blogerów, czy vlogerów książkowych już się o niej wypowiadało, stwierdziłam, że skoro ja potrzebowałam jednego głosu więcej, by po nią sięgnąć, to może ktoś z was również go potrzebuje...? A może ma być to właśnie mój głos? 



Nie jest to zwykłe romansidło dla nastolatków.
Fabuła absolutnie odbiega od klasycznego schematu: "Zobaczył ją, zobaczyła jego, zakochali się, trochę trudności pokonali, trochę się poseksili i żyli długo i szczęśliwie".
Oto mamy przed sobą Hazel - przeciętną nastolatkę, wielbicielkę książek, nałogowo oglądającą "American Next Top Model"... a w każdym razie byłaby przeciętną nastolatką, gdyby nie śmiertelna choroba, która mieszka w jej ciele. Rak. Trudny temat dla dzisiejszego świata, bo bliski temu, czego najbardziej się boimy - śmierci. Ale wróćmy do fabuły: mama przejęta stanem psychicznym swojej córki wysyła ją na terapię grupową dla nastolatków cierpiących na nowotwór. I to właśnie tam Hazel poznaje Augustusa. Ów chłopak nie dostrzega w niej tylko choroby - ale widzi ją samą; młodą, atrakcyjną dziewczynę.
Nie chcę wam spoilerować co dzieje się dalej, bo każda strona tej książki, jest naprawdę warta waszej uwagi. Każdy dialog, każde wydarzenie z życia tej dwójki młodych ludzi spija się z kart książki tak jak nektar, wciąż pragnąc więcej i więcej.

Mnie wystarczyło 5 godzin. Pięć godzin na przeczytanie 310 stron.
Właściwie nie wiem co takiego jest w tej książce... być może to styl i język Johna Greena, który nawiasem mówiąc jest naprawdę dobry. Sposób narracji, konstrukcja zdań, wypowiedzi nie męczy, a wręcz sprawia, że czytelnik przepływa przez karty książki bardzo szybko. Opisów nie ma wiele, ale w romansidłach, przecież głównie chodzi o nastrój, a opisy Greena nastrój z pewnością tworzą. Poza tym ten pan ma ode mnie ogromny plus za przemyślenia głównej bohaterki! Nie jest to na pewno mdłe i rozlazłe dziewcze, które niestety często zdarza mi się spotykać w literaturze młodzieżowej. I tu CIEKAWOSTKA: wspominałam w pierwszym poście o jednej, jedynej bohaterce, którą "lubię... ale tylko lubię" - to właśnie Hazel. Nie chcę nic mówić, ale skoro mnie przekonała to o czymś to świadczy!
Jedyne do czego mogę się u niej przyczepić... to pewien moment przy końcu książki - na pewno go rozpoznacie - stała się tam na chwilę dziwna, właśnie taka rozlazła, mdląca (wiem co autor chciał pokazać, ale nie wyobrażałam sobie tego w taki sposób, przez to ten moment nie wydaje się wzniosły, ale raczej... infantylny), potem się poprawia, także jestem jej w stanie to wybaczyć.
Ale jednak moim ukochanym bohaterem pozostanie Augustus. Mężczyzna ten powalił mnie na kolana, wzbudził potoki łez, które od dawna nie płynęły w takiej ilości! Jest oczywiście nieziemsko przystojny, ciepły, czuły... ale przy tym męski (i za to autorowi dziękuję!) i nie boi się wypowiedzieć własnego zdania, przyznać się do własnych poglądów.
Augustus poszukiwany, jeśli ktoś zna kogoś w jego typie to chętnie się skontaktuję!

Bohaterów jest wielu więcej, ale myślę, że warto samemu ich poznać. Bez nich wiele wątków byłoby niepełnych i nie miałoby pewnego uroku, dodam, że mój ulubiony cytat jest właśnie wypowiedzią postaci drugoplanowej.  

Przejdźmy do fabuły. Przede wszystkim czytelnik się nie znudzi. To nie jest literatura pełna rozterek różnych postaci, wzdychania i mękolenia jednego tematu: "Kocha mnie, nie kocha... kocha mnie? Nie, chyba jednak nie kocha...". Ta powieść zyskuje ode mnie ogromne uznanie, właśnie za to, że akcja nie skupia się tylko i wyłącznie wokół uczucia głównych bohaterów, jest wielowątkowa. Poza tym niezwykle zaskakuje; ja bardzo często czytając, myślę: "Skoro tak... to pewnie stanie się to..." - tutaj moje przewidywania absolutnie zawiodły i bardzo mnie to cieszy. Nie przepadam za powieściami przewidywalnymi.

Wiem, że książka jest na szczytach sprzedaży już od dłuższego czasu i jestem pewna, że wielu z was o niej słyszało. Myślę, że wielu również dowiedziało się również spoilerów. Ale nie zniechęcajcie się! Nawet jeżeli znacie poszczególne wątki, ba, nawet zakończenie - to książkę warto przeczytać choćby po to, by dowiedzieć się jak do tego doszło.
(Albo choćby po to by zakochać się w Augustusie/Hazel <panie/panowie>)

Ostrzegę tylko, że wasz zestaw obowiązkowy powinien wyglądać właśnie tak:



Nawet dla panów! Przecież wy też macie jakieś uczucia!

Ulubione cytaty:

"- No jasne, oczywiście. Ale i tak należy ich dotrzymywać. Na tym polega miłość. Miłość to dotrzymywanie obietnic wbrew wszystkiemu."

"W miarę jak czytał, zakochiwałam się w nim tak, jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie."

"Świat nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem życzeń"

Podsumowując, jeśli jeszcze tego nie czytałeś - ŻAŁUJ, biegnij do księgarni/biblioteki (na pewno coś jest jeszcze otwarte) i rozpocznij swoją przygodę odnajdując nieznane barwy w tak codziennych zjawiskach jak choroba, uczucie, marzenia...
Green dołączył, dzięki tej książce, do grona moich ulubionych autorów i na pewno pojawi się więcej recenzji jego książek na tym blogu (mam wszystkie jego dzieła jak dotychczas, także... większych problemów nie będzie).

A co wy myślicie o tej książce? Podzielcie się ze mną opiniami!

PS Książki zamówione, już do mnie jadą, także najprawdopodobniej w piątek pojawi się wielki bookhaul!
PS2 Na walentynki mam dla was przygotowane dwa posty: Najlepszy romans mojego życia (który czytałam już dwa razy) i "Moim skromnym zdaniem..." także zostańcie ze mną i czekajcie :D
CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE I PODAJCIE DALEJ!

5 komentarzy:

  1. Książka jest cudowna!!!!!!
    Uwielbiaj ją ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnóstwo osób zachwala tą książkę, kiedyś się za nią zabiorę, jednak jeszcze nie teraz, bo jakoś niespecjalnie kręcą mnie romanse. ;) Za to moja koleżanka napisała krótką opinię właśnie o niej :D
    http://bialiwedrowcy.blogspot.com/2014/09/gwiazd-naszych-wina-bol-domaga-sie-by.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądałam film i bardzo mi się podobał. Chciałabym też przeczytać książkę, ale jakoś nie mam okazji. Szkoda, bo słyszałam mnóstwo pozytywnych opinii zarówno o książce, jak i o autorze :)
    Co do samej recenzji... świetna :) Fajnie się czyta, na pewno jeszcze wpadnę!
    Pozdrawiam [http://magia-ukryta-w-slowach.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  4. Film był taki słoodziuśny :D
    domowaksiegarnia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na film nigdy się nie zdecydowałam, bo moje wyobrażenie Hazel i Gusa jest kompletnie inne, ale słyszę o nim same dobre opinie :)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń